Ślepa uliczka cyfrowych technologii
Proponuję, dla zachowania niezbędnej równowagi, spojrzeć niekiedy z boku na ogarniającą nas coraz częściej technologiczną ekstazę. Szybko zrozumiemy wtedy, że to nie inwestowanie bezprecedensowych sum w rozwój AI i innych technologii cyfrowych jest aktualnie naszą najpilniejszą potrzebą.
Od jakiegoś czasu nie daje mi spokoju tzw. paradoks Solowa. To zaobserwowana w latach 80. XX wieku zupełnie nieintuicyjna zależność pomiędzy rozwojem cyfrowych technologii a produktywnością. Dane ekonomiczne za ostatnie 40 lat pokazują, że w gospodarkach najbardziej rozwiniętych wcale nie doszło do znaczącego wzrostu produktywności, pomimo rozpowszechnienia internetu, komputerów oraz różnych cyfrowych narzędzi. Co ciekawe, wskaźniki produktywności są w tym okresie wyraźnie niższe niż w okresach poprzedzających cyfrową rewolucję.
Nie jestem ekonomistą i nie podejmuję się wyjaśnić tego intrygującego zjawiska. Chcę natomiast zwrócić uwagę na inne dane, które mogą być choć częściowym wyjaśnieniem paradoksu Solowa. W najbardziej syntetyczny sposób przedstawił je ostatnio John Burn-Murdoch w Financial Times.
Okazuje się, że różne międzynarodowe badania pokazują spadek ludzkich kompetencji kognitywnych i intelektualnych w ostatnich latach. Testy PISA, czyli badania umiejętności młodzieży organizowane od lat przez OECD, wskazują na stałą tendencję spadkową zarówno w umiejętnościach matematycznych, jak i umiejętnościach związanych z czytaniem i rozumieniem tekstu. Z kolei amerykańskie badania Monitoring the Future wskazują na rosnący problem z koncentracją oraz przyswajaniem nowej wiedzy. Wskazane trendy pokrywają się w czasie z dynamicznym rozwojem technologii cyfrowych, w szczególności mediów społecznościowych.
Sugeruje to, że w naszym podejściu do technologii najprawdopodobniej wpadliśmy w pułapkę zbytniego ograniczenia perspektywy. Założyliśmy bezkrytycznie, że trzeba w nie inwestować i je rozwijać, bo przyczyniają się do zwiększenia produktywności, która z kolei przekłada się na powszechny wzrost dobrobytu. To ograniczenie myślenia wyłącznie do jednego wymiaru wąsko pojętej produktywności zaprowadziło nas w ślepą uliczkę.
Technologie cyfrowe bezsprzecznie umożliwiają przyspieszenie wielu procesów i mają duży potencjał zwiększenia efektywności. Dzięki nim w tej samej jednostce czasu, dysponując tym samym zasobem, jesteśmy w stanie wytworzyć więcej. Stąd założenie, że technologie przyczyniają się do wzrostu produktywności. Tyle tylko, że to twierdzenie zakładało, że wskazany wzrost efektywności odbywa się w próżni i jest neutralny dla otoczenia, w szczególności dla innych czynników wpływających na proces wytwórczy. Innymi słowy, technologie faktycznie mogły przyczynić się do wzrostu produktywności, ale tylko przy założeniu, że pozostałe czynniki wpływające na proces wytwórczy pozostawały niezmienne. Tymczasem okazuje się, że technologie cyfrowe nie są wobec tych innych czynników obojętne. Coraz więcej danych, ale również codzienne doświadczenia wielu z nas, wskazują na co najmniej dwie kluczowe w tym kontekście zmiany.
Po pierwsze, cyfrowe technologie zaowocowały bezprecedensowym wzrostem generowanych za ich pomocą treści oraz informacji, a także powstaniem szeregu nowych zależności, przestrzeni interakcji itp. Mówiąc ogólnie, doprowadziły do znacznego zwiększenia komplikacji i złożoności systemu. Ewentualny zysk osiągnięty dzięki przyśpieszeniu procesów został szybko zrównoważony przez zwiększenie ilości treści, które w procesie produkcyjnym trzeba przetworzyć. Widać to w szczególności w tych procesach produkcyjnych, które są realizowane przez ludzi.
Zasób czasu, którym dysponuje człowiek, jest z założenia skończony. Teoretycznie pracownik umysłowy dzięki zastąpieniu maszyny do pisania przez komputer powinien być w stanie wykonać w ciągu dnia znacznie więcej procesów niż dawniej (np. wydać więcej decyzji administracyjnych). W praktyce jednak nie jest to oczywiste. Okazuje się bowiem, że zwiększyła się zarówno ilość, jak i złożoność treści, które człowiek musi przetworzyć w ramach realizacji danego procesu. Sam proces produkcyjny mógł stać się też bardziej złożony. Na przykład z uwagi na zagrożenia dotyczące cyberprzestępczości proces, który kiedyś był relatywnie prosty, teraz podlega kilku dodatkowym procedurom.
Drugi czynnik, który musimy uwzględniać, to wpływ niektórych zastosowań technologii cyfrowych na nasze intelektualne i kognitywne zasoby niezbędne do osiągania odpowiednich poziomów efektywności. Efektywnemu działaniu sprzyjają koncentracja oraz sprawność rozumowania i wnioskowania – ta teza nie budzi większych kontrowersji. Tymczasem niektóre cyfrowe technologie wyraźnie te zdolności ograniczają, co ilustrują dane podsumowane przez Financial Times. Wraz z rozwojem przemysłu gamingowego, mediów społecznościowych czy serwisów streamingowych nasza uważność zaczęła być przekierowywana w inne niż dotychczas rejony. Zysk dostawców tych technologii bardzo często jest zależny od tego, jak bardzo uda się im odwrócić naszą uwagę od trudnych i wymagających zadań na rzecz przyjemności i wygody.
Bilans końcowy jest zatem nieoczywisty. Zwiększenie efektywności procesów dzięki technologiom cyfrowym, przy uwzględnieniu innych efektów tych technologii – takich jak nadwyżka i złożoność treści czy redukcja pewnych zdolności kognitywno-intelektualnych – nie musi wcale prowadzić do oczekiwanego wzrostu produktywności. W dłuższej perspektywie może być nawet odwrotnie.
W tym kontekście warto zadać sobie pytanie, czy dominujący aktualnie model rozwoju cyfrowych technologii jest faktycznie najlepszym z możliwych. Czy nie ma ryzyka, że wielkie sumy inwestowane w rozwój tych technologii wcale nie przyczynią się do osiągniecia zamierzonych celów, ponieważ zapomnieliśmy, że nasze cele, w tym zwiększona produktywność, są zależne od szeregu różnych czynników. Czy nie jest tak, że oprócz rozwijania technologii cyfrowych powinniśmy z równą atencją identyfikować i wspierać rozwój innych czynników, które są kluczowe dla osiągnięcia celów, które sobie stawiamy.
Zakładam, że każdy słyszał o liczonych w setki miliardów dolarów inwestycjach w rozwój systemów AI. Czy słyszeliśmy może o porównywalnych, strategicznych działaniach na polu edukacji, wspierania uważności młodzieży czy walki z uzależnieniami od cyfrowych mediów?
Między innymi z powyższych względów uważam, że warto bronić europejskiego podejścia do rozwijania cyfrowych technologii, w tym technologii AI. Patrząc z przedstawionej powyżej perspektywy, niekoniecznie powinniśmy się ścigać o pierwsze miejsce w rozwijaniu tych technologii. To może przynieść skutki odwrotne od zamierzonych – i to szybciej, niż nam się wydaje. Znacznie lepszy efekt mogą w dłuższej perspektywie osiągnąć ci, którzy postawią na rozwój integralny i całościowy, nawet kosztem nieco wolniejszego tempa rozwoju samej technologii.
Europejski postulat human-centric AI warto intepretować również w tym kontekście. Pozytywne efekty cyfrowych technologii (w tym wzrost produktywności) osiągniemy tylko wtedy, kiedy doprowadzą one do integralnego rozwoju i wzmocnienia ludzkich zdolności i możliwości. Na pewno nie osiągniemy tego, inwestując miliardy w rozwój cyfrowych narzędzi, a jednocześnie przyglądając się pasywnie naszemu postępującemu intelektualnemu regresowi.
Artykuł ukazał się pierwotnie na blogu newtech.law
Krzysztof Wojdyło, adwokat, praktyka nowych technologii kancelarii Wardyński i Wspólnicy